Wszyscy wiemy, że Nowy Rok jest jak Hanna Lis — najpierw się zaprzyjaźniacie, a potem zabiera Ci męża. Czy coś w tym stylu.
Jak już się pośmialiśmy, to przejdźmy do meritum. W tym poście chciałabym omówić trendy na 2015 rok, żebyście wiedzieli co, gdzie i jak. Zacznijmy jednak od podstaw — jak uniknąć szoku związanego z wejściem w rok 2015? Przede
wszystkim zachowaj spokój, bo emocje są bardzo z zeszłego sezonu. By uniknąć
ich okazywania, wstrzykujemy sobie dużo botoksu i już nikt nigdy nie dowie się,
czy jesteśmy wkurwieni, czy uśmiechnięci.
Jeśli nadal nie powitałeś roku 2015 fajerwerkami, to
spokojnie — istnieje szansa, że z wielkim hukiem wylecisz z roboty. Pamiętaj,
że 2015 to rok bezrobocia, niespłaconych rat, zaciągniętych pożyczek i dożywotnich
kredytów. Czyli coś, co doskonale znasz z ubiegłych lat.
W tym roku absolutnie nie rzucamy palenia, bo rzucanie
palenia jest mocno z 2012. W tym roku rzucamy gluten, mięso i laktozę, chodzimy
do barów wegańskich. Broń Boże nie pijemy latte z mlekiem sojowym, bo mleko
sojowe to Kinga Rusin wśród napoi roślinnych — jest nudne, mdłe, modyfikowane
genetycznie. Teraz pijemy latte z mlekiem kokosowym, z orzechów nerkowca lub
ryżowym.
Pewnie zastanawiasz się, gdzie w tym roku jechać na wakacje.
To zależy. Jeśli jesteś z południa Polski, to oczywistym wyborem jest
Władysławowo, Mielno lub Ustka. Tam nikt nie zaskoczy Cię odmiennością
kulturową, ekstrawagancją, językiem angielskim, ani nawet poprawną polszczyzną.
I wbrew pozorom nadal będziesz miał możliwość kupienia sobie oscypka. Jeśli
jesteś z północy, możesz jechać do Egiptu — doskonale odnajdziesz się w
towarzystwie niezbyt inteligentnych i niezbyt czystych ludzi. Będziesz miał
okazję chlać na umór, kupić Lacosty za pięć dolarów i schudnąć osiem kilogramów
w dwa dni, jeśli tylko dopadnie Cię epicka zemsta faraona. Jeśli jesteś ze
wschodu Polski to pewnie pojedziesz do najbliższej Castoramy żeby dokupić papę
na przeciekający dach swojej lepianki. Resztę lata spędzisz próbując założyć
kanalizację — jak co roku. Jeśli jesteś z Warszawy, jedź do Bułgarii, Rumunii,
ewentualnie innego niezbyt popularnego kraju, którego Twoi koledzy z pracy nie
potrafią wskazać na mapie.
Jak się ubierać? To zależy. Jesteście ze Śląska, to
niezmiennie nosicie brudne, używane ciuchy, które przysłali Wam krewni z Niemiec. Jak
jesteście ze wschodniej części Polski, to dalej ubieracie się adekwatnie do
mentalności — na cebulę. Jak jesteście z Warszawy, to oryginalnie, czyli
czapeczki beanie, obuwie New Balance, pikowana kurteczka. Nie kupujemy w Zarze,
bo jest z 2013, ewentualnie kupujemy jeśli chcemy być vintage. Ubieramy się
raczej w drogich sklepach, ale niezmiennie w poliester, akryl, poliamid,
polietylen, styropian.
Gdzie imprezować? I znowu — wschodnia Polska jedzie na
Woodstock, bo ludzie ze wschodu doskonale czują się wśród innych brudnych, spoconych ludzi walczących o puszkę Harnasia. Południe jedzie
do Katowic na Energy 2000 — to dość symboliczne, bo właśnie w 2000 roku ostatni
raz bezrobocie wynosiło tam mniej niż 70%. Warszawa bawi się wyłącznie w
obrębie własnego miasta, bo tylko tam jest bezpiecznie, wiedzą jak zrobić
mojito i rozumieją, że koszulka w serek to atrybut prawdziwego, heteroseksualnego samca. Północ jedzie do
Sopotu, bo to nadal jedyne miejsce w tej części kraju, w którym nie wstyd się
pokazać w sobotni wieczór.
To wszystko jest okrutne, niesprawiedliwe, oparte na krzywdzących stereotypach i sprawia, że jestem okropną osobą, bo nie mogę przestać się śmiać.
OdpowiedzUsuńKinga Rusin jest modyfikowana genetycznie? :O
a zachod?
OdpowiedzUsuńJedyny zachód, jaki ma znaczenie, to ten zaczynający się od granicy Niemiec. Kropka.
Usuń